„Herbata stygnie, zapada zmrok, a pod piórem ciągle nic…” – powoli zaczynam rozumieć słowa piosenki zespołu Hey. Na moje nieszczęście, mam problem, do którego nie powinnam się przyznawać publicznie. Termin wydania gazety zbliża się wielkimi krokami, ja zaś wciąż nie wiem… o czym powinnam napisać!
Nadeszła bowiem wiosna. Fakt ten powinien mnie cieszyć. I rzeczywiście – jej przyjście napawa mnie niesamowitą radością. Niestety jednak, uczucie to działa destrukcyjnie na wenę twórczą felietonisty (którym ośmielę się nieskromnie nazwać). Moja rola polega wszakże na tym, by piętnować absurdy otaczającej rzeczywistości. A w jaki sposób mam to robić, kiedy od monitora mojego komputera przepięknie odbija się kwietniowe słońce? Nie mogę pisać o tym, co mnie boli, jeżeli nie drażni mnie nic. Wzrastająca temperatura sprawia bowiem, że niestraszne mi nawet ceny cukru. Nawet Ty, drogi Czytelniku, nie masz zapewne teraz ochoty na przejmowanie się całym złem tego świata. Dlaczego zatem ja mam za Ciebie patrzeć na ciemną stronę życia?
„Kiepskiej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy” – powiesz zapewne. Może i masz rację. Ale spróbujmy na chwilkę zmienić zasady gry. Wyjrzyj teraz przez okno. Zobacz zielone pąki pojawiające się na gałęziach drzew. Naciesz oko kolorami wiosennych kwiatów. Wyjedź za miasto, odetchnij niewiarygodnie świeżym powietrzem. A następnie wróć do swego przytulnego, wysprzątanego na Wielkanoc gniazdka i napisz o tym, co Cię denerwuje, smuci, boli. Prawdopodobnie po kilku godzinach nadal będziesz wpatrywał się w pustą kartkę. Lub też – podobnie jak ja – napiszesz, że wiosna sprawiła, że innymi oczyma patrzysz na świat.
Komentarze do artykułów: