Kilka tygodni temu ukazała się książka „Jakuck. Słownik miejsca”, której autor na nowo odkrywa syberyjską krainę rozsławioną ponad sto lat temu przez Wacława Sieroszewskiego. Te dwie postacie łączy nie tylko Jakucja, ale także nasza gmina. Sirko wyszedł z Wólki Kozłowskiej, a pochodzący z Wielkopolski etnografi i pisarz Michał Książek rok temu osiadł w Tłuszczu. Czytelnikom „Stacji Tłuszcz” zdradza mroźne sekrety Jakucji.
Ornitolog, kulturoznawca, tłumacz, podróżnik, fotograf, pisarz… – w której z tych ról czuje się Pan najlepiej?
Michał Książek – To zależy od tego, za co akurat płacą. I czy potrzebuję pieniędzy (śmiech). Ale najważniejsze jest dla mnie pisanie.
Co sprawiło, że zainteresował się Pan akurat Jakucją?
Pociągała mnie nie tyle Jakucja, co samo podróżowanie. Spotkania z obcymi, innymi niż my. Najbardziej może nauka ich języków, a przez to kultur. Ale z tego wszystkiego zdałem sobie sprawę późno. Po raz pierwszy, czternaście lat temu, wyruszałem na Syberię gnany chłopięcą ciekawością. Chciałem oglądać nowe gatunki ptaków, pożyć kilka tygodni w tajdze, gdzie wodę pić można z rzeki. Wracałem tam co roku, w końcu zamieszkałem.
Ta syberyjska kraina była przez kilkanaście lat miejscem zesłania Wacława Sieroszewskiego. Pan trafił tam na kilka lat na ochotnika.
W domu, w którym dorastałem, na kredensie stały dwadzieścia dwa tomy dzieł Sieroszewskiego. Czytałem je od dziecka. Kiedy zamieszkałem w Jakucku na stałe, skonstatowałem: no tak, to przecież tutaj Sirko był zesłany. I zacząłem szukać jego śladów. W Górach Wierchojańskich, na Kołymie, nad Leną i w samym Jakucku. To poszukiwanie tropów Sirki nie było łatwe – Jakucja jest przecież dziesięć razy większa od Polski, a nie ma nawet miliona mieszkańców.
Niewielu Polaków jest w stanie wskazać tę Jakucję na mapie, mimo że jej powierzchnia jest równa mniej więcej 2/3 obszaru Unii Europejskiej.
Mało wiemy o Syberii, o Jakucji i Jakutach, a dzięki nim wielu zesłanych tam Polaków mogło przeżyć. Ratowali od śmierci głodowej i od mrozów naszych zesłańców. Ich potomkowie do dziś żyją w Jakucji. Mają skośne oczy, małe nosy, wystające kości policzkowe, ale noszą polskie nazwiska: Tworkowski, Księżyk… Pytają, czy mogliby wrócić, do Polski, do ojczyzny, za którą bili się ich polscy dziadkowie.
Czy znalazł Pan ślady tej Jakucji, o której pisał Sieroszewski?
Jakucja czasów Sirko przeminęła, ale zachowało się wiele starych wierzeń opisanych przez etnografa z Wólki Kozłowskiej. Jedno z nich, to przekonanie, że każde miejsce: rzeka, las, droga mają swojego iczczi, czyli ducha-opiekuna, gospodarza. Takie genius loci (łac. duch miejsca – przyp. R.Sz.). No i trzeba mu składać skromną ofiarę, bezkrwawą. Na przykład, by przeprawić się przez rzekę, dobrze jest przed przeprawą „nakarmić” ją tytoniem czy odrobiną jedzenia.
Wiosną ukazał się Pana reportaż „Ocalona od niepamięci”, który wiedzie tropem zaginionej córki Wacława Sieroszewskiego. Teraz wydał Pan książkę „Jakuck. Słownik miejsca”. Co łączy te dwie publikacje?
Łączy je postać Sieroszewskiego, ale też prześladująca mnie od dziecka chęć wyjaśnienia słów i historii przeczytanych w jego książkach. Nazwy miejsc, rzek, gór, niepokoją do póki nie pojadę i nie sprawdzę treści, desygnatu nazwy. Dopóki sam nie przedepcę, nie przejdę, nie przepłynę. Dobrze, jeśli udaje się zamienić to w literaturę i wydać w formie reportażu, w jednym z najprężniej działających obecnie polskich wydawnictw.
Co poza surowym klimatem najbardziej uderza Europejczyka, który trafia po raz pierwszy na daleką rosyjską północ?
Pewnie to, że często nie ma tam Rosjan, a są Jakuci, Eweni, Ewenkowie, Dołganie, Koriacy, Czukczowie, Eskimosi, Nieńcy, Chantowie, Mansi, Buriaci, Tatarzy i wiele innych małych narodów, które zostały podbite przez Rosjan. Te narody mówią własnymi językami, mają odrębne wierzenia, folklor, tradycję czyli odrębną kulturę. Polacy, także politycy z pierwszych stron gazet, kiedy mówią o Rosji, to zazwyczaj o tej do Uralu. Czym naprawdę jest, nie wiedzą. Bo do niej nie jeżdżą, nie uczą się jej. Toteż nie wiedzą, czym grozi i jak z nią dyskutować.
Jakie były reakcje Jakutów, gdy mówił Pan, że jest Polakiem? Przecież dla nich Sieroszewski jest bohaterem…
Pierwszych reakcji nie pamiętam, bo to było lata temu. Ale nasi zesłańcy wykonali tam wielką pracę organiczną, społeczną, edukacyjną, toteż Polak zazwyczaj witany jest z wdzięcznością i sympatią. Utożsamiają nas z ludźmi wykształconymi, kulturalnymi i władającymi obcymi językami.
Przysłowie głosi: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Mieszkańcy tych stron często żyją w przekonaniu, że Tłuszcz i okolica niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Przyroda Mazowsza nas ujęła. Ja jestem przyrodnikiem, potrafię docenić to, że dużo tu rzadkich gatunków ptaków (dudek, bocian czarny) i ginących w Polsce drzew, choćby wiązów. Wiązy umierają, ostatnio ścięto dwa piękne okazy w Tule przy starej kapliczce (były chore). To były wiązy szypułkowe, bardzo już w Polsce rzadkie. Trzeba sadzić rodzime gatunki drzew. Stare parki, dwory i kościoły spalili nam Niemcy albo Rosjanie, ostatnie drewniane chaty burzymy sami. Drzewa to być może jedyna kulturalna architektura, na jaką nas dzisiaj stać, jaką da się obronić przed chaotyczną zabudową. Niektóre wsie, choć schludne, wyglądają jakby wybudowano je rok temu, jakby były bez historii i przeszłości. Niedługo całe Mazowsze porastać będzie tujami, a resztę wolnej przestrzeni wybrukujemy kostką. Podoba się Panu taka wizja?
Niespecjalnie. Mam za małe podwórko, by sadzić wielkie liściaste drzewa, ale jest jeden buczek, a z iglastych kilka sosen i jodeł… Pan pochodzi z Wielkopolski, a osiedlił się w Tłuszczu. Miał z tym coś wspólnego Wacław Sieroszewski?
Być może, w jakiś metafizyczny sposób. Nie wiem. Bo z jednej strony wiedziałem, że to ziemia Sieroszewskiego, ważnego dla mnie pisarza, zaś z drugiej strony cena mieszkania nie była wysoka, a deweloper solidny. Stąd bliżej mi też na Syberię, niż z Wielkopolski. Zaledwie cztery godziny, ale zawsze to bliżej.
Rozmawiał: Robert Szydlik
Michał Książek, „Jakuck. Słownik miejsca”
Wyd. Czarne, 2013
Surowy klimat i surowa przyroda. I tacy też są Jakuci, choć przywitają serdecznie przybysza z dalekiego kraju, jeśli jest rodakiem Wacława Sieroszewskiego. Cieszy się on bowiem w Jakucji prawdziwym szacunkiem jako ojciec narodowej świadomości tego syberyjskiego ludu… Można tam dotrzeć z Moskwy koleją transsyberyjską, ale by wniknąć w jej głąb, istniejąca sieć dróg okaże się niewystarczająca; by z kolei tę krainę zrozumieć i poczuć, nie wystarczy nawet kilkumiesięczna wyprawa. Nie pozna kraju ten, kto w nim nie zamieszka, i nie pozna ludzi, kto nie będzie żył pośród nich. Michał Książek jest jednym z nielicznych Polaków, którzy dobrowolnie trafili na Syberię. Co więcej Autor docierał tam wielokrotnie, by kilka lat swego życia spędzić między Jakutami i innymi ludami północy. Nie trafił tam jednak tylko po to, by pójść śladami Sirko i miejsc z nim związanych. Owszem, uczynił to, zapewne w przekonaniu, że by zrozumieć, należy dotknąć i przeżyć. A potem, jak się okazało, także opisać. Opis to zaiste niezwykły, bo nie jest relacją z podróży, ani dziennikiem, ani pamiętnikiem. Nie jest też reportażem przyrodniczym, choć przyroda – potężna i wszechobecna – jest jednym z głównych bohaterów „Jakucka”. Tym, co uderza podczas lektury tej książki, jest dosadna szczerość Autora, który dzieli się z czytelnikiem nie tylko barwnymi opisami przyrody, ludzi i przygnębiających syberyjskich osad. Michał Książek dzieli się też z czytelnikami tym, co u pisarza najcenniejsze – własną perspektywą i tym, jak przeżywa zastaną rzeczywistość. By poczuć, należy przeżyć, ale wystarczy przeczytać tę książkę, by wyobrazić sobie… (R.Sz.)
Komentarze do artykułów: