ST 4(72)/2013 Zwyczajni – Niezwyczajni: śpiew to praca nad sobą. Wywiad z Arnoldem Kłymkiw

Dodane w:: Numer 4 (72) marzec 2013,Wywiad,Zwyczajni Niezwyczajni |

Zawód śpiewaka wymaga nie tylko świetnego głosu i doskonałego słuchu. Potrzeba też wrażliwości połączonej z siłą charakteru, pracy z emocjami własnymi i innych ludzi oraz konsekwentnej, ciężkiej pracy. W tym numerze „Stacji Tłuszcz” w dziale „Zwyczajni-Niezwyczajni” – człowiek prywatnie bardzo skromny, pracowity i wymagający w stosunku do siebie, a jednocześnie bardzo młody i zdolny – Arnold Kłymkiw.

Arnold Kłymkiw, fot. S.Sikorski

Arnold Kłymkiw, fot. S.Sikorski

 

Anna Maziarz: Masz nietypowe imię, trudno je zdrobnić. Jak mówią do Ciebie przyjaciele?

           

Arnold Kłymkiw: Przyjaciele mówią do mnie: Adam.

 

Czy występując w swoim rodzinnym mieście miałeś większą tremę niż zwykle przed koncertem?

 

Trema jak zawsze towarzyszyła, ale bardziej było to wzruszenie, ponieważ oprócz mojej najbliższej rodziny, zobaczyłem na widowni nauczycieli, którzy kształcili mnie od najmłodszych lat. Przede wszystkim chciałbym podziękować w imieniu swoim i całej publiczności, księdzu proboszczowi i władzom miasta, że zaszczycili nas swoją obecnością.

 

Co pomaga Ci zapanować nad stresem przed występem?

 

Wiadomo – i tak nie wszystko zależy od nas. Staram się wyciszyć, to najważniejsze. Oczywiście przed występem wykonuję szereg różnych ćwiczeń głosu, a potem po prostu się wyciszam.

 

Wygląda to tak, że mimo tremy „włączasz odpowiedni przycisk” i wszystko działa tak jak trzeba?

 

Może kiedyś osiągnę taką wprawę, ale jak na razie muszę sobie pomagać.

 

Jesteś rozpoznawalny w Tłuszczu czy raczej czujesz się tutaj anonimowo? Ile osób wie o Twoich muzycznych osiągnięciach?

 

Rozpoznają mnie znajomi, których miałem w podstawówce, oraz ci, których poznałem dotychczas. Niestety z większością utraciłem bliższy kontakt, bo kontynuowałem naukę w Warszawie. Na tym etapie edukacji, kiedy jeszcze wiele nauki przede mną, nie czas mówić o osiągnięciach.

 

Jesteś jedynym „śpiewającym” w rodzinie?

 

Nie. Śpiewała moja mama. Kiedy wracałem do domu ze szkoły, to zawsze słyszałem „Ave Maryja”. Śpiewała również moja babcia i dziadek. Natomiast pradziadek grał w         Strażackiej Orkiestrze Dętej.

 

Kto pierwszy zorientował się że masz wyjątkowy talent?

To, co pamiętam z przeszłości, była to sytuacja w Boże Narodzenie, kiedy śpiewaliśmy „Lulajże Jezuniu”. Mama powiedziała: „Adasiu spróbuj wyżej”, a potem        jeszcze wyżej i jeszcze wyżej… To z pewnością przyczyniło się do dalszego rozwoju w tym kierunku.

 

Kiedy nastąpił decydujący dla Ciebie moment – że chcesz poświęcić się śpiewaniu?

 

Takich momentów było wiele. Największy wpływ miała praca nad śpiewem. Podczas niej coraz bardziej uświadamiałem sobie, do czego dążę.

 

Czy ktoś, kto Cię nie zna, orientuje się, że Twoim narzędziem pracy jest głos?

 

Podczas rozmów często zwracano mi uwagę na barwę głosu. Słyszałem opinie, że jest ona bardzo miękka i mile się jej słucha. Sposób w jaki się mówi, często bardzo działa na innych.

 

Czego sam słuchasz, zwłaszcza gdy chcesz odpocząć?

 

Heavy metalu (śmiech). Żartuję! Kiedyś było tak, że zależało to bardziej od nastroju. Ale teraz, kiedy już na pewno wiem, że chcę śpiewać, to się zmieniło. Wybieram klimaty klasyczne, musicalowe czy muzykę wschodnią. Ostatnio słuchałem muzyków grających na bandurze.

 

Zdradź, jacy są Twoi ulubieni artyści?

 

Od młodości była to trójka najsławniejszych tenorów: Placido Domingo, od którego zaszczyt miałem otrzymać autograf, Jose Carreras i Luciano Pavarotti. Natomiast wśród Polaków zdecydowanie będzie to Piotr Beczała. Pamiętam także muzykę Shankiego Stevensa, przy której same uginały się nogi.

 

A co sądzisz o muzycznych programach rozrywkowych typu „Mam talent”?

 

Nie oglądam telewizji. Uważam, że należy się promować w środowisku osób uprawiających dany typ muzyki, w moim przypadku – klasycznej.

 

To nie jest to Twoja droga i metoda na rozwijanie się?

 

Dokładnie. Najważniejsze są warsztaty i konkursy. Tam przyjeżdżają impresaria, którzy sztukę wokalną i muzyczną opanowali do perfekcji. Obecność w takich miejscach jest obowiązkowa, jeśli chce się uprawiać ten zawód na najwyższym poziomie.

 

Tego telewizja nie pokazuje. A co wpływa na Ciebie bardziej twórczo: trudności czy pochwały innych?

 

Pochwały na pewno wzmagają poczucie, że chce się TO robić. Jednakże, trzeba je później w odpowiedni sposób jakby „oddać”, a nie wziąć tylko do siebie.

 

Czy można być zwykłym artystą? Czy skromność to cecha doceniana u artysty?

 

Artysta w samym znaczeniu tego słowa jest twórcą pewnego dzieła. Jeśli jest on             prawdziwy, to staje się niezwykły. Przede wszystkim doceniana jest autentyczność.

 

Czym różni się Twoje życie od trybu życia znajomych spoza muzycznego środowiska?

 

Na pewno muszę być bardzo zdyscyplinowanym. Dużo ćwiczyć, uważać na głos, pogodzić się z wieloma wyrzeczeniami. Trzeba także mieć dużo siły wewnętrznej, samozaparcia.

 

Co Cię w takim razie motywuje a co ogranicza?

 

Śpiew daje mi dużą radość. Na koncercie człowiek tak po prostu wychodzi i śpiewa przed publicznością, i może po nim nie widać, że się denerwuje, ale na przykład to, co       mnie stresowało, z czym walczyłem, to fakt, że wstydziłem się ćwiczyć w domu. Dziwne prawda? We własnym domu, ale jednak wstyd. I jak się przełamie taki opór, to jest dopiero: COŚ.

 

Jakie jest Twoje największe marzenie związane z karierą?

 

Mam takie marzenie żeby wystąpić w Metropolitan Opera (teatr operowy w Nowym Jorku – przypis red). I tak sobie myślę, to są słowa mojej babci: „jak człowiek tak bardzo o czymś marzy, to mu się to spełni”. Chciałbym być śpiewakiem. Wydaje mi się, że to może być taka misja. Każdy człowiek ma coś do przekazania innym, a ludziom, którzy coś osiągnęli jest łatwiej. Ich słowa mają dla innych większy prestiż. Może kiedyś wykorzystam to dla naszego społeczeństwa.

 

Z Arnoldem Kłymkiw rozmawiała Anna Maziarz

 

 

Fot. Sławomir Sikorski

Fot. Aleksandra Ratajczyk

Arnold Kłymkiw

 

- Jest wychowankiem chóru chłopięcego przy Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Reprezentował Polskę na dwutygodniowym tournee po Japonii, śpiewał na koncertach w Niemczech. W 2005-2006 roku zdobył nagrodę główną Ogólnopolskiego Festiwalu Kolęd i Pastorałek, w latach 2007-2011 był uczniem Państwowej Szkoły Muzycznej im. Oskara Kolberga w klasie fortepianu. Wystąpił w rolach głównych, w musicalu: „Warszawski sen” oraz „Romeo i Julia” w Sali Kongresowej i w Pałacu na Wodzie. Od 2011 roku uczy się w Prywatnej Szkole Muzycznej im. Witolda Lutosławskiego. W 2012 roku zajął pierwsze miejsce w III Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im prof. Haliny Słonickiej w Suwałkach. Mieszkaniec Tłuszcza od urodzenia.

 

Reklama

Dodaj komentarz