ST 12(65) 2012 Na pierwszej linii – wywiad z radnym Robertem Szydlikiem + odpowiedzi na pytania Czytelników

Radny Robert Szydlik

Z radnym Robertem Szydlikiem rozmawia Aleksandra Puławska

Jest Pan przewodniczącym Klubu Radnych „Razem dla Gminy”. A może – cytując komentarz z forum naszej gazety – klubu „razem przeciw burmistrzowi”?

Myślę, że to pytanie postawione w formie zaczepnej. Osoba, która tak kiedyś nazwała nasz klub w internecie, swojego czasu przyszła, posypała głowę popiołem i przeprosiła za to. Naturalne bowiem jest, że jeśli współdziała się w grupie, można więcej osiągnąć. Nie chodzi mi tutaj o korzyści osobiste, tylko o to, co możemy zrobić jako rada. Klub powstał w marcu 2011 r., czyli 3-4 miesiące po wyborach, gdy pojawiły się pierwsze trudności i nieporozumienia we współpracy z burmistrzem Pawłem Bednarczykiem. Idea była taka, żeby wspólnie pewne sprawy ustalać i wspólnie o nie walczyć. Warto tutaj podkreślić, że gdy pojawiają się gorące momenty, sytuacje konfliktowe i sporne, rada nie ma oparcia w Urzędzie Miejskim, zwłaszcza jeśli chodzi o wsparcie prawne i merytoryczne. Musimy być zdani na własne siły. Jeśli potrzebujemy zasięgnąć informacji prawnej czy związanej z gospodarką finansową gminy, musimy „zrzucić się ” na zewnętrznego doradcę albo korzystać z różnych kanałów prywatnych – kontaktować się z różnymi osobami, które na co dzień się tymi sprawami zajmują. Kiedyś na przykład, żeby uzyskać opinię prawną konieczną do podjęcia uchwały, składaliśmy się na wynagrodzenie dla prawnika.

Przecież burmistrz Paweł Bednarczyk zatrudnił w urzędzie dwie panie prawniczki. Jedna pracuje jako radca prawny, druga jako doradca.

Nie wiem, czy w gminie pracuje dwóch prawników, czy więcej. Mamy jednak przekonanie, że przy nieścisłościach w polskim prawie, co prawnik to interpretacja, sądy również wydają różne wyroki. Nie chcę się przechwalać, ale były sytuacje, w których to radni mieli rację, a nie gminne prawniczki. Dla przykładu – sytuacja z zarządzeniem dotyczącym kontaktów urzędników z mediami. Wojewoda nakazał poprawki w zarządzeniu burmistrza. Niepokój radnych nie był więc bezpodstawny i słusznie, że przyjrzeliśmy się temu zarządzeniu. Drugi przykład dotyczy sytuacji z początku kadencji, gdy było spotkanie burmistrzów z prezydium rady, gdzie sugerowano, że trzech radnych może utracić mandat – chodziło o Tadeusza Sasina, Mirosława Sobczaka i Mirosława Szczotkę. Sugerowano nam, że powinniśmy ich pozbawić mandatu. Nie oskarżam nikogo, ale mam podejrzenie, że ktoś w tej sprawie wtedy nieczysto zagrał. Szybko okazało się, że żaden z radnych mandatu nie straci, bo nie ma do tego podstaw prawnych. A do autorstwa pomysłu wygaszenia tych mandatów nikt się później nie przyznał.

Kolejny przykład? Wcześniej przy zmianach w budżecie i burmistrz, i pani radca prawna upierali się, że rada nie ma prawa dokonywania zmian w budżecie. Regionalna Izba Obrachunkowa poinformowała nas, że oczywiście możemy jako rada dokonywać zmian, o ile nie powodują one zmniejszenia dochodów i nie zwiększają wydatków gminy. Gdy na ostatniej sesji przewodniczący rady odczytał fragment przepisu, który o tym mówił, okazało się, że burmistrz ustąpił. Można więc powiedzieć, że na ostatniej sesji odzyskaliśmy prawo do wykonywania przesunięć w budżecie. Wcześniej to kwestionowano. Od czego byłaby więc w ogóle rada miejska? Tego typu sukcesy pewnie nie byłyby możliwe bez istnienia klubu. Dzięki temu, że współpracujemy, spotykamy się, wymieniamy wiedzą i doświadczeniami – jest nam łatwiej.

Co Pan uważa za osiągnięcia klubu?

Myślę, że największym osiągnięciem jest to, że udało nam się pozyskać kwoty na poszczególne okręgi, na drobniejsze inwestycje. Można by powiedzieć, że to jest kontynuacja tego, co w poprzedniej kadencji nazywano potocznie „pulą radnych”. Radni dysponowali wtedy kwotą – powiedzmy – 150 000 zł na radnego i z tego można było finansować mniejsze inwestycje. W tej kadencji burmistrz Bednarczyk powiedział, że nie wyrazi zgody na takie kwoty, w związku z tym my wnioskowaliśmy, żeby w każdym okręgu za zbliżoną kwotę udało się wykonać rzeczy takie jak np. budowa chodnika, utwardzenie drogi – wszystko, co nie mieści się w dużych zadaniach inwestycyjnych. Oczywiście nie da się pieniędzy podzielić równo na wszystkie okręgi, bo gdzieś są realizowane większe inwestycje – np. buduje się szkołę czy wodociąg. Ale tu chodzi o to, żeby radni mieli jakikolwiek wpływ na realizację mniejszych zadań.

„Pula radnego” wróciła i…

To był sukces, że udało nam się te kwoty wynegocjować. Ale szybko okazało się, że gorzej jest z realizacją tych zadań. Wielu radnych skarży się, że w ich okręgach po prostu te wszystkie pieniądze okazały się martwymi zapisami w budżecie. Także w moim okręgu kilka rzeczy przepadło. Radni w budżecie przekazują finanse na dany cel, jednak już realizacja zadania – czy to mniejszego, czy większego – pozostaje w gestii burmistrza. Jeśli burmistrz czegoś nie zrealizuje, to można się później zastanawiać przy absolutorium, czy je udzielić czy też nie. W tym roku były duże wątpliwości co do tego, bo w wielu okręgach radni skarżyli się, że nie wykonano a to kawałka chodnika, a to spowalniacza.

Jednak rada udzieliła burmistrzowi absolutorium jednomyślnie.

Była długa dyskusja w klubie radnych odnośnie absolutorium. Część kolegów była za tym, by udzielić, część wręcz przeciwnie. Chcieliśmy jednak dać ten kredyt zaufania, bo mamy nadzieję, że burmistrzowi uda się przeprowadzić jakieś inwestycje – czy to mniejsze czy większe. Uznaliśmy, że gdy gmina stoi przed realizacją tzw. dużego projektu wodociągowo-kanalizacyjnego nieudzielenie absolutorium mogłoby nieco krępować ruchy burmistrza.

Żałuje Pan tej decyzji?

Na to pytanie odpowiem 31 grudnia, gdy zobaczę jak burmistrz wykona budżet za ten rok. W ubiegłym roku, podobnie jak w bieżącym, wykonanie budżetu za pierwsze półrocze, jeśli chodzi o inwestycje, było na bardzo niskim poziomie – około 5%. Mam nadzieję, że do końca roku ten wskaźnik się zmieni nie tylko dlatego, że uchwałę budżetową przygotuje się do rzeczywistości, żeby osiągnąć – na papierze – wykonanie inwestycji na poziomie np. 99%.

Jakie są Pana sukcesy jako radnego?

Za swój osobisty sukces uważam to, że udało się utrzymać klub. Współpraca rady z burmistrzem bywa trudna i wielokrotnie były sytuacje takie, w których zastanawialiśmy się, co dalej, czy damy radę. W tym momencie nie ma już tych wątpliwości. Jesteśmy skonsolidowaną grupą, wiemy, że razem możemy osiągnąć więcej dla gminy.

Jak dzisiaj zaglądam do mojego programu wyborczego to wiem jedno: człowiek wchodząc po raz pierwszy do samorządu nie ma pojęcia, z jakimi ograniczeniami się spotka. Pisząc swój program miałem szczere intencje, żeby wiele z tych rzeczy zrealizować. I mam taką cichą nadzieję, że jak chociaż część z nich uda się osiągnąć, to będzie dobrze. To dla mnie duża lekcja pokory. Materia prawna i samorządowa jest mocno ograniczona. Moim skromnym zdaniem ustrój jest mocno niedoskonały. Załatwienie wielu prostych spraw wymaga czynności skomplikowanych, chociażby związanych z dokumentacją. Jest tego za dużo.

Czasem myślę, że gdybym startując do rady miejskiej wiedział, jak to wszystko wygląda, pewnie bym się nie zdecydował. I nie dlatego, że uważam, że przerosło mnie to zadanie. Po prostu energia, jaką trzeba skierować na tę działalność, jest ogromna. Czas, jaki trzeba temu poświęcić – czytanie przepisów, uchwał, które powstają. Jeżeli chce się rzetelnie podejść do tematu to zajmuje to naprawdę mnóstwo czasu. Potem mając dobre intencje, proponuje się swoje rozwiązania… A ostatecznie rola przewodniczącego klubu radnych powoduje, że jeśli między radą a burmistrzami pojawiają się napięcia, to za całe zło przypisywane radzie miejskiej często jestem obarczany odpowiedzialnością ja – osobiście. To powoduje dużo nieprzyjemnych emocji, sytuacje stresowe. Bycie przewodniczącym klubu radnych wiąże się z tym, że jest się na tej pierwszej linii „ostrzału”.

Jak realizuje Pan swoje obowiązki określone przez statut gminy: spotkania z mieszkańcami, które powinny odbywać się nie rzadziej niż dwa razy do roku i dyżury dla mieszkańców, na których mogliby oni składać skargi, wnioski i postulaty?

Jeśli chodzi o dyżury radnych, to z radnym Malinowskim pełnimy je na zmianę co dwa tygodnie w Urzędzie Miejskim w Tłuszczu. Jeśli chodzi o spotkania z mieszkańcami – przeważnie jako radni organizujemy jedno spotkanie w roku w porozumieniu z przewodniczącymi rad osiedlowych. Zwykle składa się tak, że z różnych powodów jest i drugie zebranie – organizowane przez burmistrza albo związane np. z wyborami przewodniczących rad osiedlowych. Niezależnie od tego, kto jest inicjatorem spotkania, informacje na jego temat zawsze propagujemy. Najbliższe spotkanie zaplanowaliśmy na poniedziałek 24 września. Do końca miesiąca można składać wnioski do przyszłorocznego budżetu. Chcielibyśmy nasze pomysły skonsultować z mieszkańcami. Niezależnie od tego czy przyjdzie 10 czy 100 osób, każdy, kto będzie chciał się wypowiedzieć, będzie miał do tego przestrzeń. Chcemy też wytłumaczyć mieszkańcom, jakie są ograniczenia. Spodziewamy się, że mogą paść trudne pytania i że niezadowolenie mieszkańców będzie spore. W ubiegłym roku z drobnych inwestycji nie udało się w naszym okręgu wykonać nic poza udrożnieniem kilku rowów i utwardzeniem dróg. W tym roku nie uda się niestety zrobić przebicia ulicy Leszczynowej, bo pozwolenie na budowę ma być dopiero w listopadzie. I drugi rok z rzędu nie ruszą prace na ul. Kwiatowej, mimo że w budżecie były planowane. Za kilka dni ruszy natomiast budowa chodnika wzdłuż ulicy Mazowieckiej. Zabiegaliśmy o to wspólnie z radnym Malinowskim od początku kadencji.

Jak współpracuje się Panu z radnym Włodzimierzem Malinowskim?

Wzorcowo. Bywa, że z racji obowiązków zawodowych mam mniej czasu na załatwienie jakiejś sprawy, to radny Malinowski tego się podejmuje. Oczywiście działa to również w drugą stronę. Wszystkie decyzje dotyczące naszego okręgu konsultujemy między sobą, jesteśmy w stałym kontakcie.

Na ostatniej sesji wiceburmistrz Waldemar Banaszek odczytał wystąpienie, które zakończył apelem, aby radni którzy byli zatrudnieni w jednostkach podległych gminie, podnieśli rękę. Pan był nauczycielem w Zespole Szkół w Stryjkach. Czy to oznacza, że dba Pan „tylko o swoje interesy”, jak to sugerował wiceburmistrz?

Ja odebrałem to humorystycznie. Pewnie i w minionej, i w obecnej kadencji dałoby się wskazać przypadki zatrudnień, które mogą budzić wątpliwości – mówiąc delikatnie. Podjąłem pracę w Stryjkach w połowie stycznia – czyli w połowie roku szkolnego. W tym czasie jest trudno o nauczyciela, bo pracę w tym zawodzie zwykle zaczyna się 1 września i pracuje się przez cały rok. Ja nie widzę tu żadnego uwikłania. Nikt mi tej pracy nie „załatwiał”, Dyrektora szkoły poznałem może miesiąc wcześniej. Uwikłanie mogłoby pojawić się wtedy, gdybym jako pracownik szkoły bał się np. wygłaszać na sesji krytyczne wobec władzy wykonawczej uwagi. Nie miałem jednak takich dylematów. W szkole byłem nauczycielem, a poza szkołą radnym. Jedynie na Komisji Oświaty, gdy mówiono o Zespole Szkół w Stryjkach, nie zabierałem głosu.

Oprócz pracy w szkole, zawodowo zajmuje się pan grafiką i dziennikarstwem. Projektuje Pan herby. W związku z tym ciekawa jestem, co Pan sądzi o herbie naszej gminy? Przeglądając Pana stronę dowiedziałam się, że nasz bóbr jest… z nieprawego łoża.

Od strony plastycznej trudno zarzucić tłuszczańskiemu herbowi, że źle wygląda. Kłopot w tym, że zestawienie kolorystyczne jest nieprawidłowe i nasze zwierzątko herbowe patrzy nie w tę stronę. W średniowieczu taka sytuacja zdarzała się w przypadku herbów bastardów. Gdy ktoś był bękartem, odwracano figurę heraldyczną. Tak właśnie jest z naszym bobrem – patrzy w niewłaściwą stronę.

Zadeklarował Pan, że może nieodpłatnie przygotować herb dla gminy – zgodny z obowiązującymi zasadami.

Zgadza się, chętnie podjąłbym się przeprojektowania herbu. Problemy, na jakie moglibyśmy napotkać są dwa: pierwszy – że tego typu znaki są opiniowane przez Komisję Heraldyczną działającą przy Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. Moje doświadczenie we współpracy z tą komisją jest takie, że być może zakwestionowałaby ona bobra jako symbol gminy. Tradycja bobra w herbie to około 30 lat, podczas gdy Tłuszcz ma 500 lat. Komisja mogłaby nam zasugerować poszukiwanie innych symboli odwołujących się do naszej historii. Gdyby jednak komisja się zgodziła, żeby bóbr pozostał, pozostałoby tylko prawidłowo go narysować. Pole herbu musi być jednobarwne, zgodnie z tradycją polską (i mazowiecką!), a bóbr kontrastowo z nim zestawiony. I powinien patrzeć w tym samym kierunku co Orzeł Biały. Kolejny problem to kwestia mojego porozumienia się z w tej sprawie z burmistrzem.

Dlaczego?

Gdy zawiązywano komitet obchodów 150-lecia Kolei Warszawsko-Petersburskiej, burmistrz wyraźnie zaznaczał, że nie chce, aby radny Szydlik był obecny w składzie komitetu organizacyjnego. Nie wiem, dlaczego, bo przecież trochę zajmowałem się historią lokalną. Gdy się o tym dowiedziałem, zapytałem podczas jednej z komisji burmistrza wprost, czy to prawda. Był zaskoczony, zmieszał się i… przyznał. Obecni na komisji koledzy radni słyszeli tę wypowiedź… Burmistrz sugerował niedawno, że może powinniśmy zająć się herbem lub chociaż zaprojektować flagę, ale mam obawy, jak wyglądałaby taka współpraca.

Czy widzi Pan w ogóle jakąś możliwość współpracy z burmistrzem Pawłem Bednarczykiem?

Ja uważam, że to jest konieczność. W ogóle nie ma o czym dyskutować. Jest połowa kadencji, a obowiązkiem burmistrza jest współpracować z radą. Obowiązkiem rady jest współpracować z burmistrzem. Jeśli ktoś nie przyjmuje tego prostego faktu do wiadomości, to może złożyć mandat. Uważam, że nawet jeśli są sytuacje trudne, to nie powinniśmy się na siebie gniewać, tylko iść dalej. Walczyć o swoje, ale się na siebie nie obrażać. Szukać możliwości osiągnięcia kompromisu, bo to nie jest kwestia, kto głośniej krzyknie. Na pewno nam, radnym, nie jest łatwo, bo jesteśmy pozbawieni pomocy merytorycznej. Dowodem na to jest jedna z sesji, podczas której burmistrz zabronił pani skarbnik nanieść nasze wnioski do budżetu. A przecież to były zmiany tego samego kalibru, co na ostatniej sesji. Myśmy dokonali tych zmian nie do końca profesjonalnie, były jakieś potknięcia, RIO zaleciło poprawki. Tylko, że te poprawki nie były związane z charakterem przesunięć w budżecie, tylko – użyję modnego określenia – z „błędami pisarskimi”, a nie merytorycznymi. To był moim zdaniem najpełniejszy, widoczny gołym okiem dowód na to, że współpraca rady i burmistrza Bednarczyka bywa trudna.

Nie ukrywa Pan, że jest przeciwnikiem demokracji.

Demokracja to „rządy hien nad osłami”, że zacytuję Arystotelesa. Wchodząc do samorządu, nawet jeśli nie czuję się hieną, to wiem, że wielokrotnie przez różne osoby tak mogę być postrzegany i to już jest niekomfortowa sytuacja. Uważam, że w demokratycznych wyborach możemy wybierać ludzi takich jak my – czyli średnich. W społeczeństwie są jednostki przeciętne i nieprzeciętne – w jedną czy drugą stronę. A jak życie pokazuje, w demokratycznych wyborach wybiera się kandydatów lepiej przygotowanych do rządzenia i tych niestety mniej przygotowanych.

To w jakim ustroju chciałby Pan żyć?

W republikańskich Stanach Zjednoczonych lat 70.-80. XX wieku lub w absolutyzmie oświeconym. Niestety obawiam się, że do tego konieczny jest wehikuł czasu. Nie zamierzam jednak obalać ustroju. Na razie nie ma lepszej alternatywy dla wciąż kulawej polskiej demokracji, a może biurokracji, w której nas wszystkich gniecie nadmiar przepisów, nadmiar regulacji prawnych.

Robert Szydlik

Rok urodzenia: 1974
Wykształcenie: wyższe magisterskie, polonistyka na Uniwersytecie Warszawskim
Zawód: wolny (dziennikarz, grafik, nauczyciel)
Hobby: Heraldyka, etnografia, Mazowsze!; motoryzacja, muzyka rockowa

PYTANIA OD CZYTELNIKÓW

Jak realizuje Pan swój program wyborczy?

Staram się przygotować rzetelnie do każdej sesji, przeczytać każdą uchwałę, sprawdzić w przepisach, jeśli mam jakieś wątpliwości i zawsze to wyjaśnić. Przykład: na ostatniej sesji była uchwała w sprawie zasad używania herbu gminy Tłuszcz. Miałem wrażenie, że ta uchwała może mocno ograniczać używanie herbu, a uważam, że jak ten herb będzie używany przez różne podmioty – chociażby stowarzyszenia, to będzie promowany. Nie widzę potrzeby, aby to ograniczać. Może ktoś z mieszkańców powie, że działalność radnego powinna polegać na tym, żeby codziennie zrobić spacer po osiedlu i zobaczyć, gdzie trzeba skosić trawę. Codziennie nie mam na to czasu, ale bardzo często poruszamy się po okręgu z radnym Malinowskim, razem lub osobno. Osiedla są ważne, ale radny musi orientować się też nieco szerzej w sprawach dotyczących całej gminy.

Jakie decyzje podjęte przez radę uważa Pan za błędne?

Nie wiem, czy decyzje. Na radzie najbardziej ciąży grzech zaniechania. Mieliśmy zacząć opracowywać nowy statut gminy – rada powinna zrobić to własnymi siłami. Powinniśmy też sami przygotowywać więcej uchwał. Zniechęca nas do tego jednak fakt, że jeśli zdarza się taka sytuacja, bywają trudności z ich zaopiniowaniem przez radców prawnych. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie po rozmowach z przewodniczącym. Warto byłoby też bardziej naciskać na burmistrza, by mniej było dokumentów niejawnych. Powinniśmy dowiedzieć się, ile pieniędzy i na jakie konkretnie zlecenia wydano w ramach umów o dzieło i zlecenie, bo środki na to przeznaczane są ogromne.

Co dziś kandydując do rady zaproponowałby Pan swoim wyborcom?

Rozmawialiśmy wcześniej o demokracji i mówiłem, że w mojej opinii to ustrój mocno ograniczony. Każdy startując w wyborach demokratycznych, musi dużo mieszkańcom naobiecywać. Po niespełna dwóch latach bycia radnym dziś powiedziałbym tak: „Kochani, nie spodziewajcie się za wiele. Jedyne co wam mogę obiecać, to że będę naprawdę się starał, żeby w naszym okręgu działo się lepiej i udało się jak najwięcej zrobić”. Tak zresztą starałem się mówić. Nie obiecywałem, że to i to na pewno zrobię, obiecywałem, że jako radny będę zabiegał o…

Chciałem poruszyć jeden temat, który mnie drażni. W centrum Tłuszcza pomimo pasów trzeba czekać, aż ktoś się zatrzyma. Moim zdaniem powinno się tam zamontować światła, może to by w końcu zmusiło kierowców do zatrzymania przed przejściem dla pieszych.

Z radnym Malinowskim wielokrotnie podnosiliśmy temat sygnalizacji świetlnej, że ona jest potrzebna. Były wskazywane lokalizacje – kilka głównych przejść na ul. Warszawskiej i przy kościele za torami, przy ul. Sieroszewskiego. Przy kościele pojawiła się niedawno sygnalizacja ostrzegawcza. Czy to zasługa moja i radnego Malinowskiego? Nie wiem, ale nie to jest najważniejsze. Ważne, że coś się zmienia! W centrum na ulicy Warszawskiej powinna być sygnalizacja świetlna co najmniej w trzech miejscach – przy targowisku, przy blokach i przy poczcie.

Pan jak większość w naszej gminie jest radnym nie od dziś. Dlaczego dotychczas nic nie zrobiono w sprawie przejazdu kolejowego? Dopiero po nagłośnieniu sprawy w prasie i gdy już zapadła decyzja PKP, zaczęło się coś dziać, a i to nie z inicjatywy naszych Szanownych Radnych.

Wielokrotnie mówiłem, że ten wiadukt jest potrzebny. Rada miejska podjęła w tym roku dwie uchwały w tej sprawie. Nie jest tak, że w tym temacie ktokolwiek milczał. Wszyscy są za tym, że jest to bardzo potrzebna inwestycja. Co radni zrobili w tej sprawie – wystarczy przejrzeć protokoły z posiedzeń komisji i uchwały. Czy to się uda zrobić? Zobaczymy. Wyjaśniam jednak, że nie byłem radnym w poprzedniej kadencji.

Co z poboczami, a raczej z ich brakiem na drogach wylotowych z Tłuszcza?

Są to niestety drogi wojewódzkie i drogi powiatowe. Gmina nie ma prawa sama realizować na nich prac budowlanych, to nie nasz teren. Drogi powiatowe udaje się we współpracy z władzami powiatu powoli cywilizować – przykładem jest tu np. ul. Racławicka i w dalszym jej biegu droga na Białki. Niestety droga, która prowadzi do Wólki Kozłowskiej i do Jasienicy to droga wojewódzka i tu współpraca jest dużo trudniejsza. Możemy dogadywać się z samorządem wojewódzkim, że gmina będzie partycypować w kosztach czy wykonaniu poboczy lub chodników. Sami nie zrobimy nic, a z perspektywy Warszawy ta droga nie jest najważniejsza. Kilka miesięcy temu odbyło się jednak w Urzędzie Miejskim spotkanie naszych władz (burmistrzowie i radni) z przedstawicielami Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich w Warszawie. Była mowa o budowie chodnika od przejazdu w Tłuszczu w kierunku Jasienicy. Podczas spotkania kilka osób było zaskoczonych, gdy okazało, że kilka tygodni wcześniej – wspólnie z radnym Włodzimierzem Malinowskim, radnym powiatowym Januszem Tomaszem Czarnogórskim i mieszkańcem os. Norwida p. Korczyńskim – samodzielnie złożyliśmy w MZDW pismo w sprawie konieczności wykonania remontu chodnika przy ul. Sieroszewskiego. Pod koniec sierpnia ponowiliśmy pismo. Mamy nadzieję, że powoli uda się coś zrobić, że trzeba próbować. Ktoś złośliwy powie, że od wysyłania pism chodnik się nie wyprostuje, ale jeśli nie będziemy tych pism wysyłać, to nikt się nigdy nie dowie, że jest taki problem. Trzeba próbować. Nie można mówić, że to się nie uda.

Reklama

Komentarze (13 )

  1. Takich ludzi jak Szydlik potrzeba nam w Tłuszczu,
    a nie matołów co zachować i wysłowić się nie potrafią.

    Panie Robercie, gdzie by Pan nie startował to ja na Pana głosuję!

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: +1 (ocen: 11 )
  2. Wg mnie dobry z niego magik z tym uprzejmym falszywym i obłudnym usmieszkiem tak jak w tym śmiesznym stroju kurpiowskim z całą rodziną , a nigdy jeszcze jakoś na dozynkach nie wystapił ten “artysta”. Jego miłość do dialogu z Burmistrem jest zawsze widowczna na sesjach. Zapędzi nas wszystkich ten Szydlik w ślepy tor. To wtedy się obudzimy z palcem w g….e.

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: 0 (ocen: 12 )

    gniot2012
    29/09/2012 15:17

    • Panie Heniu niech się pan tak nie denerwuje. Nie szkoda prądu? Mówi Pan że dobry magik z Szydlika? To się pewnie facet ucieszy jak to przeczyta. Ślepy tor już jest tylko kto będzie teraz tam prowadził gawiedź jak pana zabraknie panie Heniu.

      VA:F [1.9.12_1141]
      Poparcie: 0 (ocen: 6 )

      Jarosław
      02/10/2012 22:30

  3. Myślałem że z tym chodnikiem przy Mazowieckiej skończy się na obiecankach radnych, ale widzę że już się to buduje ;-)

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: +1 (ocen: 7 )

    Jarosław
    30/09/2012 23:51

  4. do Jarosława(y)
    Nie wkładaj mi w krocze kolego tego czego nie mam i napewno nie mam na imię “Henio” bo nie jestem drugą Grodzką. A ciekawe czy ty Jarosławie(Jarosławo???) chodzisz w spódnicy czy w portkach.Pana Henryka Wysockiego popieram a z Szydlika szydzę bo jak patrzę na przeciwko na sesji na niego i musze słuchać te jego seplenione wywody to bierze mnie politowanie nad tym wg mnie mącącym politycznym pajacem .

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: -3 (ocen: 13 )

    gniot2012
    10/10/2012 10:01

  5. Tfu!!!

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: -4 (ocen: 6 )

    Bożydar
    10/10/2012 15:56

  6. Dobry Boże, kilka ostatnich komentarzy to jakieś żałosne wypociny – bełkot. Nie dotyczą ani radnego, ani jego działalności. Czy jest tu jakiś moderator ?

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: +2 (ocen: 4 )

    klik
    13/10/2012 22:20

  7. Czy to prawda że pan radny przeszedł na stronę burmistrza w zamian za obietnicę dobrej pracy?

    VA:F [1.9.12_1141]
    Poparcie: +1 (ocen: 3 )

    Odwaga
    10/11/2012 19:51

Dodaj komentarz