O samorządzie, wyborach i kuchni z radnym Włodzimierzem Malinowskim rozmawia Maciej Puławski
Słyszałem, że nie pochodzi Pan z Tłuszcza…
Owszem – jestem rodowitym ząbkowianinem. Mieszkałem też w Warszawie, ale to miasto dobre dla tych, którzy jeszcze pracują. Ja już nie pracuję, więc szukałem miejsca spokojnego, bez dużego przemysłu, gdzie jest świeże powietrze. Akurat w Tłuszczu był budynek w stanie surowym na sprzedaż. Siedem lat temu kupiłem go, wyszykowałem i jestem bardzo zadowolony. Jest cisza i spokój. Bardzo dobrze mi się tu mieszka.
Jest więc Pan zaprzeczeniem popularnej teorii, że wybory może wygrać tylko osoba z Tłuszcza „z dziada pradziada”.
Sądzę, że mieszkańcy patrzą, co dana osoba sobą reprezentuje. Czy jest solidna, słowna i zaangażowana. Moim zdaniem radny powinien mieć czas na załatwianie spraw mieszkańców. Ciężko to łączyć z pracą zawodową. Problemów jest naprawdę bardzo dużo i pochłaniają one sporo czasu. Cztery razy w miesiącu mamy posiedzenie komisji, raz w miesiącu sesja, nie mówiąc o pracy „w terenie”.
Kończy się kadencja Rady Miejskiej. Wcześniej był Pan przewodniczącym rady osiedla. Która rola bardziej Panu odpowiadała?
Role przewodniczącego rady osiedla jak i radnego wiążą się z podobnymi zadaniami. Aczkolwiek radny Rady Miejskiej może więcej – np. na sesjach może skuteczniej domagać się, aby wnioski radnego i prośby mieszkańców były przez burmistrza realizowane.
Czy dużo takich próśb jest do Pana kierowanych?
Oj, tak…! Chyba jako jedyny z radnych od czterech lat (wcześniej jako radny osiedlowy) prowadzę dyżury dla mieszkańców w Urzędzie Miejskim. W każdy pierwszy wtorek miesiąca, w pokoju nr 47 spotykam się z mieszkańcami. Mam również skrzynkę mailową, udostępniam swój adres i telefon. Wiele osób spotykam po prostu na ulicy. Muszę się pochwalić, że nie odpuściłem ani jednej sprawy, którą mi zgłoszono. W miarę swoich możliwości starałem się je realizować, bo przecież nie wszystko ode mnie zależało. Chodzę w sprawach mieszkańców do różnych urzędów i instytucji i później systematycznie ponaglam i monitoruję, co się w tych sprawach dzieje. Niestety, niektóre zgłoszenia trzeba ponawiać wielokrotnie, czym często jestem zaskoczony. Rozumiem, że są sprawy trudniejsze, na których rozwiązanie trzeba poczekać. Ale są sprawy, które można załatwić od ręki. Mimo wszystko one też muszą czekać. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Czy to jest urzędnicza opieszałość, czy może coś innego… Podam przykład. Na ul. Prusa wypływała woda z wodociągu. Temat zgłosiłem półtora roku temu, długi czas nie zostało to naprawione. Dopiero gdy tę sprawę poruszyłem na sesji, wykonawca w ramach gwarancji naprawił tę awarię. Wszystko trwało półtora roku, a sama naprawa jeden dzień.
Jak Pan ocenia te cztery lata w samorządzie?
Kadencję oceniam średnio, współpracę rady z burmistrzem trochę gorzej. Moja opinia spowodowana jest tym, że po wyborach w 2010 roku wielokrotnie prosiłem burmistrzów, żeby robili spotkania z radnymi. Uważałem i w dalszym ciągu uważam, że wszelkie sprawy związane z inwestycjami, problemami mieszkańców, powinniśmy wspólnie załatwiać. Mieszkańcy po to wybrali burmistrza i radnych, żeby wspólnie dbali o ich sprawy i sprawy gminy. Na początku 2011 r. było spotkanie, na którym omówiliśmy wszystkie sprawy związane z inwestycjami, problemami gminy i później na sesji było bardzo spokojnie. Wtedy prosiłem, aby takie spotkania były cykliczne, raz na kwartał. Niestety. Burmistrz takich spotkań nie organizował i później zaczęły się problemy. Każdy zaczął działać sam. Uważam, że to jest błąd.
Sądzi Pan, że jeszcze można wrócić do tych spotkań?
Sytuacja teraz jest trudna. Są zadrażnienia, brakuje wzajemnego zaufania.
Czy nie lepiej zamiast organizowania spotkań omawiać te sprawy na posiedzeniach komisji rady?
Nie wszystko można omówić na komisjach, a burmistrz przychodzi na nie sporadycznie. Najważniejsze sprawy dotyczące gminy powinny być też dyskutowane w szerszym gronie radnych, a nie tylko z członkami poszczególnych komisji.
Początkowo był Pan członkiem stowarzyszenia „Normalna Gmina”, tak jak obecny burmistrz Paweł Bednarczyk i jego zastępca Waldemar Banaszek. Odszedł Pan jednak z tej organizacji. Dlaczego tak się stało?
Mój sposób widzenia spraw gminy i to, co robiło stowarzyszenie, nie współgrało. Byłem, jestem i będę solidny. Pewne sprawy widziałem inaczej niż stowarzyszenie, dlatego z niego wystąpiłem. Nie odpowiadało mi jego działanie.
Gdy został Pan radnym, Pańska żona została wybrana na przewodniczącą rady osiedla Kolejowa. Czy to, że jesteście małżeństwem, ułatwia Wam pracę?
Bardzo ułatwia! Drugi radny z okręgu – Robert Szydlik – bardzo często przyjeżdża do nas do domu i wspólnie rozważamy różne problemy mieszkańców okręgu. Wspólnie omawiamy problemy i poszukujemy rozwiązań. Jest to duże ułatwienie.
Sprawy gminy i osiedla nie dominują w domu?
Rozmawiamy o wszystkim, ale owszem, tematy gminy i okręgu czy osiedla pojawiają się dosyć często. Rozmawiając wspólnie łatwiej poznać różne punkty widzenia na sprawę. Na pewno można być skuteczniejszym, jak działa się w grupie. No i żona nie hamuje mnie w działaniu na rzecz gminy, bo sama się tym interesuje.
Jak się Panu układa współpraca z radnym Robertem Szydlikiem?
Wzorowo. Spotykamy się bardzo często, jeździmy razem po okręgu, zgłaszamy problemy do urzędu. Mimo tego, że nasze dyskusje bywają często burzliwe, zawsze dochodzimy do porozumienia.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, kwesta na rzecz odnowienia zabytkowych nagrobków, urządzanie ogrodu w „Miodzio-Wiosce”, prowadzenie zajęć w Punkcie Pomocy Dziecku i Rodzinie, zaangażowanie w działalność Uniwersytetu Trzeciego Wieku – to Pana działalność jako wolontariusza. Co Panu daje wolontariat i dlaczego decyduje się Pan poświęcać swój czas innym?
Siedzenie w domu – to nie dla mnie. Zawsze byłem osobą otwartą na innych i chętną do współpracy z ludźmi. Wolontariat daje mi wielką satysfakcję.
Z czego jest Pan najbardziej zadowolony w tej kadencji?
Szczerze mówiąc, to w tej kadencji nadspodziewanie dużo spraw udało nam się zrealizować. Wodociąg na ul. Zaściankowej, Nowej, połączenie z Kozłów do Tłuszcza. W tym ostatnim przypadku był akurat problem, bo nie było woli, aby wodę z Kozłów do Tłuszcza doprowadzić. Pomogło mi to, że stacja uzdatniania wody przy ul. Wąskiej w Tłuszczu jest w fatalnym stanie – to przymusiło władze, żeby połączyć te dwa wodociągi. Wszystko rozbijało się o pieniądze. Remont tłuszczańskiej stacji wymaga około 2 mln zł. Podłączenie z Kozłów kosztowało taniej, ale i tak trzeba ją będzie prędzej czy później zmodernizować. Udało się również zwodociągować Borki. W tym roku rozpocznie się budowa wodociągu na osiedlach Norwida i Klonowa, na razie tylko główne nitki w dwóch ulicach. Wykonano ujęcie wody przy ul. Fabrycznej. Udało się też zrobić prace odwadniające na moim terenie – rów na ul. Zaściankowej, z ul. Sieroszewskiego, przez Norwida do granic gminy Klembów, odwodnienie ulic Bocznej, Pilawskiej.
Jestem bardzo zadowolony z remontu ulicy Kwiatowej. Mamy w tej chwili chyba najładniejszą ulicę w Tłuszczu. Kosztowało mnie to dużo starań i zabiegów, ale jest zrobiona przepięknie. Udało się wykonać przedłużenie ul. Leszczynowej do ul. Norwida. Nie jest to jeszcze wystarczająco dobre utwardzenie, ale pan Piotr Gołoś z tłuszczańskiego urzędu obiecał, że jeszcze w tym roku kruszywo zostanie dowiezione. Udało się utwardzić dużo ulic gruntowych w naszym okręgu.
Naszą chlubą są też boiska do piłki plażowej przy ul. Przyzakładowej. Regularnie grają tam mieszkańcy, było takie zapotrzebowanie, że trzeba było zrobić tam drugie boisko. Na ulicy Słowackiego 3 uporządkowano i oczyszczono ogród – działka jest gminna i była bardzo zaniedbana. W naszym okręgu zamontowaliśmy też tablice informacyjne. Na bieżąco pojawiają się tam informacje o spotkaniach i inne komunikaty.
Dzięki moim staraniom udało się uzupełnić ubytki asfaltu na kładce PKP – zagadnąłem o to dyrektora PLK S.A. na jednym ze spotkań w Tłuszczu. Dołożyłem dużo starań, aby na stacji PKP była otwarta toaleta – w naszym mieście nie było toalety ogólnodostępnej! Kolej wyremontowała łazienkę i mieszkańcy mogą z niej korzystać.
Rozebrano stary budynek na ul. Nowej, który przeszkadzał i zasłaniał widoczność. Udało się wykonać oświetlenie ostrzegawcze na przejściu dla pieszych na ul. Sieroszewskiego, przy ul. Nowej. Tam potrzeba jeszcze dwóch czujek, temat jest już zgłoszony. Sukcesem zakończyły się zabiegi moje i radnego Szydlika dotyczące budowy chodnika przy ul. Sieroszewskiego. Zależało nam na tym, aby Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich wykonał chodnik dalej, w kierunku ul. Słowiczej. Byłem w tej sprawie u dyrektora Ostrowskiego w Warszawie, uzyskałem z Komendy Powiatowej Policji informację o ilości wypadków na tej drodze, zebraliśmy podpisy mieszkańców. Powiedziano mi, że jeżeli będzie wykonany projekt na chodnik, to MZDW go wykona. Mam tu prośbę do panu burmistrza, żeby w najbliższej przyszłości gmina wykonała ten projekt i mieszkańcy mieli szansę na chodnik na tym odcinku.
Czy to nie Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich powinien wykonać ten projekt?
Wszystko rozbija się o pieniądze. Zapewnili, że jak będzie projekt, to oni ułożą kostkę.
A czego nie udało się Panu zrobić?
Najbardziej szkoda tego chodnika na odcinku Klonowa – Słowicza. To jest bardzo niebezpieczne miejsce. Zabiegałem o zwiększenie bezpieczeństwa na przejściu dla pieszych w centrum Tłuszcza między pocztą a apteką. Tym przejściem chodzą dzieci do szkoły podstawowej. W grę wchodziły dwa rozwiązania – światła na przycisk dla pieszych albo uniesienie całego przejścia, żeby zebrę wymalowano na „garbie”. Sprawa jest w toku. Sprawę poparli radni powiatowi: Sławomir Klocek i Janusz Tomasz Czarnogórski. Chciałbym, żeby w tym roku zrobiono odwodnienie ul. Poprzecznej, a w dalszej kolejności położono tam asfalt. Następne w kolejce będą ul. Przyzakładowa i Słowackiego. Chciałbym, żeby wykonać w tym roku oświetlenie na ul. Kolejowej w kierunku ul. Wspólnej. U nas brakuje jeszcze kanalizacji, zabiegałem o wykonanie projektu, ale burmistrz powiedział, że gmina ma projektów na kwotę 70 mln zł i ciężko nawet oszacować kiedy taka kanalizacja mogłaby być wykonana. Jeszcze długo na to przyjdzie nam poczekać.
W Pana okręgu zrobiono naprawdę dużo, a mówił Pan, że średnio ocenia tę kadencję…
Jeżeli chodzi o inwestycję oceniam pozytywnie. Negatywnie oceniam to, że nie ma spotkań z burmistrzem i nie ma współpracy.
Zmieńmy temat. Cała Pańska praca zawodowa była związana z… kuchnią. Był Pan kuchmistrzem, kierownikiem produkcji, a pracując w ambasadzie szefem kuchni.
Tak, bo uwielbiam gotować! W domu często gotuje małżonka, bo chcę, żeby czuła się gospodynią. Ale jeśli coś trzeba zrobić, wystarczą dwa słowa i już działam. Lubię piec ciasta. No i oczywiście je jeść. Jak są święta to ja staję przy kuchni i wszystko robię. Staram się jednak nie wpaść w „wir” gotowania. Tych przyjęć w życiu zrobiłem tak dużo – i rządowych, i wesel… Już wystarczy. To było tak absorbujące, że nie miałem na nic innego czasu. Teraz gotuję tylko w domu i nie chciałbym powrócić do tej ciężkiej pracy, którą wykonywałem kiedyś. Robiłem przepiękne rzeczy, ale już wystarczy.
Jak zaczęła się Pana przygoda z kuchnią?
Mój tata pracował, później i mama poszła do pracy, ja byłem najstarszy z rodzeństwa no i musiałem się zająć gotowaniem. Początki były trudne, jednak nabrałem wprawy i dawało mi to satysfakcję. Byłem w wyżu demograficznym, chciałem dostać się do szkoły cukierniczej, nie udało się. Poszedłem do szkoły gastronomicznej i okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Jaka kuchnia jest wg Pana najlepsza?
Bardzo dobra jest kuchnia francuska, ale kuchnia staropolska, w tym dawnym wykonaniu jest również smaczna – chociaż tłusta. W tej chwili widzę, że sos robi się z wody i mąki. Kiedyś, żeby zrobić sos to sama zasmażka była finezyjna i wymagała umiejętności. Dobra jest też kuchnia hiszpańska, niemiecka i czeska. Ale muszę przyznać, że za granicą bardzo chwalono kuchnię polską.
Myśli Pan, że jest jeszcze szansa powrotu do tych staropolskich receptur?
Chyba nie. W tej chwili prawie wszyscy idą na łatwiznę. Rosół – wrzuca się dwie kostki do wody i powstaje „rosół”. Kiedyś, żeby zrobić rosół, trzeba było mięso sparzyć, wypłukać, zalać wodą, zajarzynować, ugotować, doprawić. Przeważnie gotowałem rosoły z wołowiny. Przypieczona cebulka, do tego czasem grzyby suszone… Rosół to jest poezja. Przyznam szczerze, że jak mam możliwość zjeść w restauracji, to ta kuchnia mi nie za bardzo smakuje. Mam wiedzę i czuję, że gdzieś kucharz coś oszukał. Jest wiele prostych, ciekawych potraw, które są bardzo dobre a opierają się na zdrowych, prawdziwych składnikach. Tylko przy tym się trzeba więcej napracować.
A jak wygląda lokalna polityka „od kuchni”? Przypisywany Bismarckowi cytat mówi, że lepiej nie wiedzieć jak się robi politykę i kiełbasę…
Szczerze? Uważam, że polityka na poziomie lokalnym to jest najgorsza rzecz. Uważam, że wszelkie problemy mieszkańców trzeba rozwiązywać, niezależnie od opcji politycznej. Można się dogadać w każdej sytuacji. Polityka w gminie nie powinna mieć miejsca. A zauważam pewne symptomy, że jest jej coraz więcej.
Czy planuje Pan start w najbliższych wyborach?
Oczywiście. Czy mieszkańcy ocenią moją dotychczasową działalność pozytywnie? Myślę, że tak. W rozmowach z mieszkańcami słyszę wiele pochwał – że działam solidnie na rzecz osiedla i okręgu. Także wystartuję. I myślę, że wygram.
Jakie rady ma Pan dla osób, które planują ubiegać się o mandat radnego?
Taka osoba musi poświęcić dużo czasu, aby zająć się sprawami okręgu i osiedla. Osoba, która jest bardzo zapracowana, nie powinna startować. Do tego trzeba mieć twardą skórę. Nie można bać się ludzi, trzeba z nimi rozmawiać i ich słuchać. Powiem szczerze, nigdy nie planowałem, że zostanę radnym miejskim. Ale dysponowałem wolnym czasem. Padło hasło od mieszkańców, żebym został przewodniczącym rady osiedla. I jak się tym zająłem z całego serca, to w końcu zostałem radnym.
Jak realizuje Pan swój program wyborczy?
Program to tylko plan. Ale tak naprawdę to nie tylko zależy od radnego. Wszystkie inwestycje musi poprzeć rada. Wiadomo – wystarczyłoby co najmniej osiem głosów, ale ja jestem zwolennikiem tego, żeby do swoich pomysłów przekonać też pozostałych. Muszę przyznać, że w moim okręgu udało się zrobić więcej, niż zakładałem na początku kadencji. Myślę, że to było wynikiem mojej nieustępliwości.
Czy widział Pan kawałek ul. Norwida na wprost posesji z nr 1 jak jest zaniżona, że z ul. Kruczej spływa woda podczas deszczów na posesję nr 1? Czy zamierza Pan coś z tym zrobić?
To dla mnie nowy temat. Nie zauważyłem tego wcześniej. Zwrócę na to uwagę i zajmę się tematem.
„Stacja Tłuszcz” pisała, jakie będą inwestycje w 2014 roku w gminie i pojawiła się tam informacja o placu zabaw na os. Klonowa-Norwida. W którym miejscu to ma być i dlaczego dopiero w roku wyborczym?
Od dłuższego czasu poszukiwaliśmy z radnym Szydlikiem miejsca na plac zabaw dla dzieci. Zależy nam na tym, żeby było ono dostępne w równym stopniu dla mieszkańców osiedli Norwida i Klonowa. Znaleźliśmy miejsce: ul. Leszczynowa róg Dębowej. To jest teren gminny. Mamy zabezpieczone środki na tę inwestycję. Proszę nie patrzeć, że to jest inwestycja w roku wyborczym, bo dopiero teraz ulica Leszczynowa jest przejezdna do ul. Norwida.
W ostatnim czasie głośno jest o tym, że burmistrz coraz więcej wydaje na pensje i nagrody dla urzędników. Jestem bardzo ciekawa, ile nagród dostał każdy z radnych i czy przydzielają je sobie sami czy daje im burmistrz.
Oświadczam, że radni nie są pracownikami urzędu i nie dostali nawet jednej złotówki nagrody, ani żadnych premii. Pojawiły się też pytania do mnie, ile radni otrzymują pieniędzy na przejazdy samochodami. Nie otrzymujemy takich pieniędzy. A jeśli chodzi o nagrody wypłacone przez burmistrza, to uważam, że pracownicy urzędu powinni je otrzymywać, ale nie aż w takich wysokich kwotach!
Co Pan i radny Szydlik zrobiliście dla budowy kanalizacji w os. Kolejowa? To jest bardzo ważne zadanie, przecież już prawie całe miasto ma kanalizację – tylko u nas nie ma.
Na ulicy Radzymińskiej budowano kanalizację. Jednak wykonawca prawdopodobnie wykonał to niewłaściwie i zrezygnował z tych prac. Chciałem wykonać projekt kanalizacji dla naszych osiedli, ale burmistrz stwierdził, że mamy bardzo wiele projektów, które będą realizowane przez lata i na razie nie ma sensu zamawianie kolejnych. To bardzo duża inwestycja i trzeba ją u nas zacząć od podstaw. Jeśli chodzi o wywóz nieczystości to kiedyś była sytuacja, że ZGKiM chciał podwyższyć cenę wywozu nieczystości pojazdami asenizacyjnymi, bez podwyżki ścieków spuszczanych do kanalizacji. Uznałem to za niesprawiedliwe i wnioskowałem zdjęcie tej uchwały z porządku obrad. Radni mnie poparli i pomysł nie przeszedł.
W gazecie „Głos Tłuszcza” napisali, że nasi szanowni radni nie mają co z pieniędzmi robić i wydali na oświetlenie świąteczne. Mnie się ono podobało, ale proszę o informację ile to kosztowało.
Z radnym Robertem Szydlikiem doszliśmy do wniosku, że po drugiej stronie Tłuszcza jest oświetlenie świąteczne, po naszej nie. A przecież to też jest miasto. Złożyliśmy się po 2000 zł każdy z puli radnego i zrobiliśmy oświetlenie świąteczne. Bardzo wielu mieszkańców za to dziękowało. Aczkolwiek pojawiły się też głosy, że te pieniądze zostały źle wydane. Uważam, że to nieduża kwota a oświetlenie będzie nam służyć przez wiele lat. Takie oświetlenie jest też w Jasienicy i w Postoliskach.
Radny Włodzimierz Malinowski
– okręg nr 3 (Tłuszcz, osiedla: Borki, Klonowa, Kolejowa, Norwida)
Rocznik: 1950
Wykształcenie: zawodowe
Zawód wykonywany: kuchmistrz, obecnie niepracujący
Hobby: wycieczki, zbieranie grzybów i jagód, praca w ogródku i oczywiście gotowanie!
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Moja siostra mieszka na osiedlu Kolejowa i wg jej opinii ten radny bardzo się angażuje w sprawy mieszkańców. Ludzie mają o nim bardzo dobrą opinię.
Marek
26/03/2014 20:00