– Znam numer buta każdego z członków zespołu. Jesteśmy jak jedna duża rodzina, a dokładniej mówiąc, jak bracia – mówi Maciek Baran, gitarzysta rytmiczny zespołu Molecular, który niedługo planuje wydać swoją pierwszą płytę.
Marta Godlewska, Aleksandra Ratajczyk: Jak powstał Wasz zespół?
Maciek Baran: Poznaliśmy się w szkole. Na początku wokalista (Paweł „Wesley” Wieliczko) z pierwszym gitarzystą (Krzysiek Krasa) mieli swój własny duecik i grali akustycznie. U nas w szkole, bo wszyscy chodziliśmy do jednego liceum, był organizowany konkurs „Mam talent”. Byłem w jury, jako wicemister szkoły. Chłopaki wygrali konkurs, więc po imprezie podszedłem do nich i zapytałem, czy chcą założyć zespół, bo już od dawna miałem taki pomysł, żeby w szkole coś zaczęło się dziać.
Czy udało Ci się w końcu zrealizować marzenie?
Któregoś dnia dogadałem się ze znajomymi, żeby zrobić pierwszą próbę i zobaczyć co z tego wyjdzie. Niestety oprócz mnie i mojego kolegi, Kuby Krzemińskiego, nikt nie przyszedł. Zobaczyliśmy że szkolna aula jest otwarta, więc stwierdziliśmy że wejdziemy tam i pogramy. Patrzymy, a tam „Wesley” z Krasą siedzą i grają. Wtedy wzięliśmy swoje gitary i dołączyliśmy do nich. Pogadaliśmy trochę i potem był pomysł: załóżmy zespół. Nazwaliśmy się wtedy „Suchą szosą Sasha szedł”. Ja nigdy w życiu nie grałem na gitarze, dopiero pierwszy raz dostałem ją do ręki przed wakacjami. Na początku graliśmy we czwórkę akustycznie, potem stwierdziliśmy, że potrzebujemy perkusisty. Zrobiliśmy nabór w szkole i zgłosił się Piotr Filipek. Po kilku próbach przyszedł „Anioł” (Kuba Pierzchała), obecny perkusista, bo chciał się z nas pośmiać. „Wesley” poprosił, żeby Kuba z nami pograł, bo nasz perkusista ciągle gubił rytm. Na naszym pierwszym koncercie w liceum gen. Sowińskiego, perkusista już w pierwszym utworze się pomylił, przez co większość ludzi wyszła już na początku koncertu. Wtedy stwierdziliśmy, że jego miejsce zajmie „Anioł”. Wymieniliśmy też basistę, który nie przykładał się odpowiednio na próbach. Jego miejsce zajął Wójcik, który grał również z „Aniołem” w „Rifftwalku”. Później w szkole kazali nam zmienić miejsce gry i przenieśliśmy się na ul. Okopową w Warszawie, wtedy Wójcik zrezygnował. Pewnego razu „Anioł” przyprowadził na próbę „Chaszysza” (Paweł Charzyński) obecnego basistę, który już na pierwszej próbie dał czadu. I do dziś gramy w takim składzie.
Skąd nazwa zespołu?
Pewnego razu gitarzysta Krzysiek Krasa, przyjechał do szkoły swoim samochodem. Dostał go od ojca, który ma firmę wapna o nazwie „Molecular”. I ten bus miał na drzwiach logo firmy. Zastanawialiśmy się, jak nazwać zespół. Spojrzałem na chłopaków i powiedziałem, że może nazwiemy się Molecular. Pomyślałem, że to dobry pomysł, bo mielibyśmy od razu busa na koncerty. Chłopaki stwierdzili, że to głupie, ale potem jakoś ich przekonałem. I taka nazwa została do dzisiaj, tylko logo zmieniliśmy.
To znaczy?
Wcześniej było M z węzła. Chcieliśmy mieć logo chemiczne, bo wszystko pochodzi od molekuł. I wymyśliliśmy czarną, przekrzywioną „M” na białym tle z piątką, bo nas jest pięciu w zespole. Chcieliśmy, aby było jak najbardziej podobne do tablicy Mendelejewa.
Kto pisze teksty i muzykę do Waszych utworów?
Generalnie staramy się wszyscy tworzyć, ale muzykę tworzy głównie Krzysiu Krasa, a teksty „Wesley” i „Chaszysz”, ja czasem pomagam. Ogólnie wszystko robimy wspólnie. Jesteśmy zespołem jako całość, a nie jako poszczególne osoby.
Graliście w Tłuszczu m.in. na tegorocznym finale WOŚP-u. Czy macie w planach nowe koncerty?
Na razie nie. Ale ciekawostką jest to, że 24 lipca dostaliśmy się na międzynarodowy przegląd kapel bluesowych „Karuzela”.
Jak wygląda Wasze życie poza sceną?
Prywatnie wszyscy jesteśmy paczką przyjaciół, którzy nawzajem sobie pomagają. Jesteśmy jak jedna duża rodzina, a dokładniej mówiąc – jak bracia.
Rozmawiały: Marta Godlewska i Aleksandra Ratajczyk
Członkowie zespołu o sobie nawzajem
Komentarze do artykułów: